eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plFinanseGrupypl.biznes.banki › Konkurencja pomiędzy bankami internetowymi sprzyja klientom
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 1

  • 1. Data: 2002-09-10 10:33:51
    Temat: Konkurencja pomiędzy bankami internetowymi sprzyja klientom
    Od: "AMRA" <a...@a...com>

    GB, Bankier
    Konkurencja pomiędzy bankami internetowymi sprzyja klientom
    Ze Sławomirem Lachowskim, wiceprezesem BRE Banku rozmawiają Filip Kowalik i
    Sławomir Lipiński

    GB: Od kilku lat zajmuje się Pan bankowością detaliczną. Jak obecna sytuacja
    w całej gospodarce wpływa na pozyskiwanie depozytów przez banki?

    SL: Zapaść na rynku kapitałowym zmniejszyła radykalnie zainteresowanie
    rynkiem akcji. Pomimo relatywnie wysokich realnych stóp procentowych lokat,
    zwrot z obligacji i funduszy rynku pieniężnego jest wyższy, więc w sposób
    naturalny następuje stopniowa realokacja środków i szybki wzrost aktywów
    lokowanych w obligacjach Skarbu Państwa i funduszach rynku pieniężnego. Ten
    trend jest doskonale widoczny w pierwszych siedmiu miesiącach bieżącego
    roku, kiedy fundusze zanotowały wzrost o 187 proc. a lokaty bankowe tylko o
    9,61 proc. W niektórych miesiącach wartość oszczędności lokowanych w bankach
    okresowo spadała, np. w czerwcu o 620 mln zł. Rynek stał się dla banków
    bardzo trudny, konkurencja z funduszami inwestycyjnymi i Skarbem Państwa
    emitującym wysokooprocentowane obligacje bardzo uciążliwa. Poza tym rynek
    staje się przejrzysty, oferty o najlepszej stopie zwrotu są widoczne i coraz
    łatwiej dostępne. W tym zakresie istotne znaczenie ma Internet, który
    zapewnia pełny dostęp do informacji i możliwość szybkiego porównania
    alternatywnych możliwości oszczędzania. Dziś w zasadzie wszystko można
    zrealizować zdalnie - korzystając z Internetu można dokonać lokaty bankowej,
    zakupić jednostki funduszy inwestycyjnych, a nawet obligacje Skarbu Państwa.
    Szybkość przesuwania aktywów zbliża się do czasu niezbędnego dla zalogowania
    się w sieci. Stąd w coraz większym stopniu atrakcyjność cenowa skorelowana z
    odpowiednim poziomem ryzyka będzie rozstrzygać o kierunku lokowania
    oszczędności gospodarstw domowych. Przewiduję, że wzrośnie znacznie, i
    szybciej niż się wszyscy spodziewamy, udział funduszy inwestycyjnych,
    funduszy emerytalnych i obligacji w strukturze oszczędności. Obecnie w
    polskich bankach ląduje ponad 90 proc. wszystkich oszczędności, we Włoszech
    i Wielkiej Brytanii już tylko 21 proc., w Niemczech 39 proc. Dla sektora
    bankowego oznacza to wzrost konkurencji w celu zapewnienia równowagi
    bilansowej w obliczu oczekiwanego wzrostu akcji kredytowej. Już niedługo z
    nostalgią będziemy wspominać kilkuprocentowe marże finansowe na depozytach.
    Najlepszym dowodem, że konkurencja zmienia szybko geografię sektora
    bankowego jest fakt, że mBank, który rozpoczął swoją działalność zaledwie
    półtora roku temu, w roku 2002 ma ponad 25 proc. udział we wzroście
    depozytów sektora bankowego w Polsce. Decyzje inwestycyjne gospodarstw
    domowych są podejmowane w coraz większym zakresie oparciu o racjonalne
    przesłanki i pełny dostęp do informacji, co pozwala maksymalizować korzyści.
    Wygranymi w tej walce będą niewątpliwie te instytucje, które potrafią
    zaproponować klientom najlepsze ceny i najlepszą jakość obsługi.

    Czy wobec tego pogorszenia konkurencyjności banków nie zrewiduje Pan
    optymistycznych prognoz rozwoju mBanku?

    Projekt rozwija się pomyślnie. W bieżącym roku odnotowujemy znacznie większy
    wzrost klientów niż w roku ubiegłym, który był niezwykle udany i przerósł
    nasze najbardziej optymistyczne prognozy. Codziennie zakładamy od 800 do
    1000 rachunków. W tym roku klienci otworzyli w mBanku już 160 tys.
    rachunków, a łącznie do tej pory udało nam się zdobyć ponad 340 tys.
    rachunków i ponad 1,650 mld depozytów.

    Czy jednak mBank zbiera z rynku nowe pieniądze, czy zabiera te z innych
    banków?

    Niewątpliwie odbieramy klientów innym bankom tradycyjnym, które nie
    posiadają porównywalnego serwisu, czyli elektronicznego, zdalnego i
    zintegrowanego dostępu do rachunków i kont oszczędnościowych. Nasi klienci w
    coraz większym stopniu dokonują rozliczeń i oszczędzają wyłącznie w mBanku.
    Dla nich mBank staje się powoli bankiem pierwszego wyboru, co oznacza, że
    posiadając rachunki w innych bankach większość swoich potrzeb zaspokajają u
    nas. Młodzi ludzie nie mają takich dylematów, otwierają rachunki w mBanku i
    nigdzie indziej. Wzrost depozytów w mBanku ma swoje źródło w bieżących
    oszczędnościach, w ostatnim okresie jest również rezultatem wycofywania
    pieniędzy przez indywidualnych inwestorów z rynku giełdowego.

    Jest to więc realokacja, ale w drugą stronę niż ta, o której Pan wspomniał?

    Tak. Ta sytuacja wynika z trudnej sytuacji gospodarczej i bessy na rynku
    kapitałowym. Na dużą skalę zjawisko to występuje na rynku amerykańskim,
    gdzie kryzys na giełdzie spowodował ucieczkę oszczędności z giełdy do
    sektora bankowego. U nas jednak, dzięki dość dobrej rentowności instrumentów
    rynku pieniężnego i funduszy tego rynku, banki generalnie - z nielicznymi
    wyjątkami takimi jak nasz - tracą środki.

    Mija 18 miesięcy od startu mBanku, potem pojawiło się Inteligo, oferta VW
    direct i internetowe usługi banków tradycyjnych. Jak jest dziś stan
    konkurencji między bankami elektronicznymi na naszym rynku?

    Mamy zdecydowaną przewagę nad naszym bezpośrednim konkurentem. Posiadamy
    ponad 100 tys. więcej rachunków niż Inteligo. Największa różnica jest
    widoczna w kwocie zgromadzonych depozytów - mBank ma ich obecnie ponad
    cztery razy więcej. Mówiąc inaczej, mając o 50 proc. więcej rachunków
    posiadamy cztery razy więcej depozytów.

    Czy to oznacza, że Inteligo ma biedniejszych klientów?

    Myślę, że nie. Przewaga mBanku nad Inteligo i bankami tradycyjnymi tkwi
    gdzie indziej. Model działania mBanku różni się zdecydowanie od tego co robi
    Interligo i inne banki, choć wielu tego nie dostrzega. mBank wystartował z
    kontem osobistym (eKonto), a zarazem daliśmy klientom możliwość oszczędzania
    po najlepszej dostępnej na rynku stopie procentowej w ramach jednego
    prostego rachunku oszczędnościowego a vista (eMax). Średnia kwota na
    rachunku eKonto i rachunku Inteligo są podobne. Różnica między danymi dla
    Inteligo i mBanku wynika z wartości złożonych depozytów. Gdyby Inteligo
    miało tyle samo rachunków co my e-Kont, to pewnie nasze depozyty i środki
    złożone na kontach byłyby podobne. Nas wyróżnia uniwersalny, dostępny na
    żądanie, wysokooprocentowany rachunek oszczędnościowy eMax, który
    przyciągnął ponad 1 mld zł. Klienci traktują eMax jako lokatę
    oszczędnościową, a e-konto jako rachunek transakcyjny. Wielokrotnie byłem
    pytany, dlaczego mamy dwa bardzo podobne produkty. Ciągle mówiłem, że to
    nieprawda. Ludzie traktują konto osobiste jako konto służące do bieżących
    transakcji. Jeśli mają nadwyżki, chcą aby im zaproponować dobrą alternatywę
    w postaci lokaty. Takiej propozycji nie ma Inteligo. Nasza przewaga wynika
    zatem z określonego na początku modelu biznesowego i precyzyjnego
    pozycjonowania oferty na rynku. Zaoferowaliśmy nie jeden produkt, ale dwa,
    zdając sobie sprawę, że Polacy mają dość trwałe przyzwyczajenia.

    Brzmi to tak, jakby lekceważył Pan konkurencję?

    Nie chcę być posądzany o to, że nie doceniam konkurencji. Interligo odniosło
    ogromny sukces rynkowy. W ciągu osiemnastu miesięcy nastąpił fenomenalny, bo
    aż osiemnastokrotny wzrost liczby rachunków elektronicznych, który sprawił,
    że w tak krótkim okresie, niemalże od zera wykreowany został w Polsce
    liczący się rynek bankowości elektronicznej. W listopadzie 2001 r. , kiedy
    na rynek wchodził mBank, w Polsce było ok. 50 tys. kont elektronicznych
    (głównie w WBK, Pekao ). Dzisiaj tych kont jest ponad 800 tys. Ten niebywały
    wzrost jest również rezultatem konkurencji pomiędzy bankami internetowymi
    ( mBank, Inteligo, VW direct), jest to też efekt konkurencji z bankami
    tradycyjnymi, które poszerzyły swoje usługi o dostęp internetowy do
    istniejących rachunków.

    Czy jednak na dłuższą metę bank stricte internetowy nie przegra z
    uniwersalnymi, również oferującymi internet, ale jako jeden z wielu kanałów?

    mBank nie jest bankiem stricte internetowym. Dla nas internet nie jest
    strategią samą w sobie, jest ważnym narzędziem kreowania unikalnego modelu
    biznesowego i kluczową technologią wspomagającą realizację strategii. Dla
    klientów indywidualnych i przedsiębiorców ceniących czas i pieniądze, którzy
    chcą kontrolować swoje finanse w poczuciu realnych korzyści i wygody mBank
    ma ofertę produktów oszczędnościowych (eMax) i rozliczeniowych (eKonto), a w
    najbliższej przyszłości dołączą do nich również produkty kredytowe. mBank ma
    zdalne kanały dystrybucji, a nie posiada tradycyjnych oddziałów, dzięki
    czemu ma przewagę kosztową nad bankami tradycyjnymi. Brak tradycyjnych
    oddziałów i zastosowanie innowacyjnej technologii pozwala osiągnąć trwałą
    przewagę konkurencyjną nad bankami tradycyjnymi w poziomie kosztów i
    komunikacji. Dlatego mBank może oferować najlepsze ceny i doskonałą jakość,
    oddając część oszczędności kosztowych klientom, ale zachowując jednocześnie
    zdolność do wysokiej rentowności.

    Jeśli więc ktoś mówi, że nie oferujemy wszystkiego, to odpowiadam, że
    dostarczamy tylko takie produkty, które mają najlepsze ceny i jakość.
    Klienci nie są skazani tylko na jeden sposób komunikacji: mamy takich,
    którzy np. posługują się wyłącznie telefonem, bądź wyłącznie internetem,
    choć najczęściej korzystają z obu form dostępu.








    Niedawno wystartowaliście z Multiportem, przedsięwzięciem typu account
    agregation (agregacja rachunków), bardzo popularnym w Stanach Zjednoczonych.
    Jak Pan ocenia perspektywy agregacji w Polsce?

    Lider, by zachować swoją pozycję, musi reagować na pojawiające się na rynku
    innowacje. Powinien regularnie wdrażać nowe pomysły wiedząc, że tylko część
    z nich zda egzamin rynkowy, spełni oczekiwania klientów. Agregacja rachunków
    jest jedną z takich obiecujących innowacji. Pozwala na zarządzanie z jednego
    miejsca wszystkimi typami relacji finansowych - rachunkami konto osobiste,
    lokatami, inwestycjami, a nawet ubezpieczeniami, niezależnie od tego, w ilu
    i jakich instytucjach je utrzymujemy. Multiport jest pierwszym i jak
    dotychczas jedynym podmiotem, który oferuje takie usługi w Polsce. W Stanach
    Zjednoczonych jest to usługa powszechnie dostępna, oferowana przez
    niezależnych operatorów i wszystkie liczące się banki detaliczne. Z
    agregacji w przeróżnej formie korzysta tam wiele milionów użytkowników.
    Multiport ma już kilkanaście tysięcy klientów. Jest to niezwykle potrzebne
    doświadczenie, które skłania nas do tego, by zaproponować agregację
    rachunków wewnątrz MultiBanku i mBanku. Okazuje się bowiem, że w USA
    agregacja przez instytucję trzecią, a tak był postrzegany Multiport, nie
    natrafia na nieufność klientów. Natomiast w Europie rola tradycyjnej
    instytucji finansowej, jako agenta zaufania publicznego, jest na tyle
    istotna, że prawdopodobnie agregacja na poziomie banku będzie bardziej
    efektywna.

    W USA osoba trzecia jest odbierana jako bardziej obiektywna w stosunku do
    samych instytucji finansowych. W Europie ważniejszy jest aspekt poczucia
    bezpieczeństwa, a nie obiektywizmu strony trzeciej. Założyliśmy więc, że w
    Polsce będziemy próbować jednego i drugiego rozwiązania, pozostawiając
    ostateczny wybór klientom. To jest zresztą jedna z podstawowych zasad
    naszego działania; klient ma możliwość porównania i na tej podstawie
    podejmuje decyzje, które w tendencji są racjonalne i maksymalizują jego
    korzyści. Dlatego wystartowaliśmy najpierw z Multiportem, wiedząc, że będzie
    to przedsięwzięcie łatwiejsze i szybsze do realizacji. Ale już wtedy
    wiedzieliśmy, że będziemy również programowo oferować agregację w mBanku i
    Multibanku.

    Jaka jest różnica między modelem biznesowym mBanku i Multibanku? Po co dwie
    nazwy?

    Bo są to właśnie dwa różne modele. mBank jest bankiem masowym, oferującym
    najlepsze jakościowo produkty po najbardziej atrakcyjnych cenach, ale w
    ograniczonym asortymencie. MultiBank jest zaś w istocie bankiem niszowym,
    który swoją ofertę kieruje do najbardziej wymagających klientów
    indywidualnych i przedsiębiorców o ponadprzeciętnych dochodach. Przy
    opracowywaniu projektu założyliśmy, że stworzymy unikalny pod względem
    modelu biznesowego i najlepszy pod względem jakości usług bank, który
    docenią zamożni ludzie sfrustrowani jakością usług finansowych gdzie
    indziej, których potrzeby są bardziej wyrafinowane, niż kilka prostych
    produktów oszczędnościowych, rozliczeniowych i kredytowych. I rzeczywiście
    tak zrobiliśmy, ale wkrótce stwierdziliśmy, że przywiązanie klientów do
    banków jest większe niż sadziliśmy. Nie wystarczy stworzyć najlepszej na
    rynku oferty produktów i usług, do czego najlepiej nadaje się metoda
    benchmarkingu, aby odebrać klientów konkurencji. Wkrótce uświadomiliśmy
    sobie, że jeśli nie zdołamy wdrożyć innowacji na miarę mBanku, to nasze
    marzenia o pozyskaniu odpowiedniej liczby klientów nigdy się nie spełnią.
    Tym bardziej, że Muiltibank nie może konkurować cenami, bo zmniejszyłby
    swoją marżę do poziomu, który nie przyniósłby zwrotu. Na szczęście udało nam
    się wprowadzić do oferty produkt oryginalny, nie znany jeszcze na naszym
    rynku.

    Skąd go sprowadziliście?

    Jeszcze będąc członkiem zarządu PKO BP marzyłem, że uda mi się kiedyś
    wprowadzić do polskiej bankowości jeden z produktów Virgin Finance, firmy,
    którą od dawna podziwiam za innowacyjność i niekonwencjonalne podejście do
    wydawałoby się prostych problemów. Virgin One Account, tak się ów produkt
    nazywa, to wysoki limit na koncie osobistym z zabezpieczeniem hipotecznym.
    Proste. Żadna innowacja, a jednak..gdy się klientowi zwróci uwagę, że może
    mieć wszystkie kredyty w jednym i to według stopy procentowej kredytu
    hipotecznego, to wszystko staje się jasne. Po co płacić znacznie więcej za
    kredyt na karcie kredytowej, osobno za kredyt konsumpcyjny czy kredyt
    samochodowy, skoro można płacić za wszystkie te kredyty jednym -
    hipotecznym, który na rynkach dojrzałych jest najniżej oprocentowany. To
    jest właśnie ten produkt, który po "polonizacji" nazywamy "wszystko w
    jednym".

    Nie wszyscy z nas potrafią się przyzwyczaić do ujemnego salda na rachunku
    oszczędnościowo-rozliczeniowym rzędu kilkudziesięciu i więcej tysięcy
    złotych. Dlatego drugi z naszych innowacyjnych produktów oddzielnie traktuje
    kredyt lub pożyczkę hipoteczną, kredyt samochodowy i kredyt konsumpcyjny.
    Jedno co je łączy w ramach MultiPlanu, bo tak nazwaliśmy ten produkt, to
    jednolite oprocentowanie w wysokości stopy kredytu hipotecznego. Ale to nie
    wszystko. Największa atrakcja MultiPlanu polega na tym, że klienci, którzy
    wezmą u nas kredyt mieszkaniowy i założą MultKonto mają prawo rozliczania
    swojego salda na tym rachunku z kredytem hipotecznym. Oznacza to, że odsetki
    będą naliczane od rzeczywistego salda kredytu hipotecznego z uwzględnieniem
    wolnych środków na rachunku MultiKonto, które dzisiaj w innych bankach
    pracują na 1,5 proc., od którego płaci się zresztą jeszcze 20 proc. podatku.
    Dlatego mówimy, że klienci MultiBanku oszczędzają według stopy kredytu
    hipotecznego.

    Mutacje wspomnianych rozwiązań znajdą się wkrótce również w ofercie mBanku.
    Na jesieni wdrożymy w mBanku po raz pierwszy sprzedaż pewnej odmiany Planów
    Finansowych opartych na kredytach hipotecznych oraz rozpoczniemy sprzedaż
    produktów inwestycyjnych. mPlan, czyli konto osobiste połączone z kredytem
    bądź pożyczką hipoteczną. Produkt ten będzie, oprócz karty kredytowej,
    podstawą oferty mBanku po stronie kredytowej. Wolne środki na rachunku
    osobistym eKonto codziennie będą zmniejszać saldo kredytu hipotecznego,
    redukując tym samym naliczane odsetki.

    BRE Bank od wielu lat oferuje private banking. Multibank jest więc
    konkurencją dla tego departamentu. Czy konkurencja w ramach jednej firmy o
    tych samych klientów ma sens?

    Multibank na razie nie jest taką konkurencją wprost, ale zdradzę, że już
    wkrótce rozpocznie działalność Klub Aquarius. Nie będziemy udawać, że klient
    posiada indywidualnego opiekuna na każde skinienie. Wprowadzimy za to model
    obsługi spersonalizowanej, gdzie klient dokonuje transakcji w trybie
    samoobsługowym wykorzystując przyjazną technologię, ma całkowitą kontrole
    nad swoimi finansami w czasie rzeczywistym. Opiekunowie klienta w oddziale
    mają pomagać i doradzać w sprawach ważnych, których klienci nie potrafią
    rozwiązać samodzielnie. Private banking według modelu znanego w BRE Banku
    będzie ewoluował w kierunku obsługi klientów posiadających bardzo
    wyrafinowane, indywidualne potrzeby, które niezbędnie wymagają
    wyspecjalizowanej wiedzy. W dłuższym okresie czasu oceniam, że w Polsce,
    podobnie jak na dojrzałych rynkach finansowych, indywidualny opiekun dla
    klienta, który posiada poniżej 500 tys. zł aktywów, to jest niedochodowe
    przedsięwzięcie.

    Private banking w BRE rozpoczyna się od 200 tys. zł.

    Członkiem Klubu Aquarius może zostać każdy kto ma dochody wyższe niż 5000 zł
    albo suma jego aktywów zarządzanych przez MultiBank i Grupę BRE Banku jest
    większa niż 100 000 zł. Limit może być niższy, bo to nie będzie typowy
    private ranking, lecz raczej personal banking. A wracając do głównego
    pytania - nie obawiam się kanibalizacji klientów BRE Private Banking. A
    jeśli nie wprowadzimy obsługi typu personal banking, to zrobi to
    konkurencja.

    Kiedyś zapowiadał Pan uruchomienie trzeciej struktury - Multikredytu.

    Multikredyt był pomysłem na wykorzystanie majątku będącego niegdyś w grupie
    BRE pośrednika kredytowego - firmy Best. Gdy jednak Best został sprzedany,
    uznaliśmy, że kredyty będziemy oferować za pośrednictwem już istniejących
    struktur.

    Jak będzie się kształtować rentowność Multibanku i mBanku?

    Masowy bank, jakim jest mBank - chcemy mieć za rok 650 tys. rachunków -
    będzie zapewne mniej rentowny od MultiBanku, jeśli chodzi o zysk brutto,
    choć bardziej efektywny, jeśli chodzi o zwrot z inwestycji. Natomiast
    MultiBank, koncentrując się na grupie klientów i produktach, które opisałem,
    przyniesie w długim okresie większą masę zysku, ale nieco mniejszy zwrot.
    Pod koniec przyszłego roku mBank osiągnie zysk operacyjny. W 2006 roku
    powinien osiągać zysk brutto na poziomie 100 mln zł. Zyski w Multibanku
    pojawią się pod koniec 2004 roku.

    Czy oba projekty wejdą w struktury zależnego od BRE Banku Częstochowa?

    MultiBank zapewne pozostanie integralną częścią BRE Banku, bo dobrze pasuje
    do image'u BRE, jego placówki są ulokowane w oddziałach BRE Banku. Jeśli zaś
    chodzi o mBank, ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły.



    --

    ----
    Amra the Freelancer
    www.prnews.pl - swiat e-bankow


strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1