eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plFinanseGrupypl.biznes.wgpw › To był zamach
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 6

  • 1. Data: 2010-05-27 02:42:59
    Temat: To był zamach
    Od: "maniana" <g...@c...es>

    Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na
    autopilocie, potwierdza niemal ze stuprocentową pewnością tezę, że załogę
    wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu. Oznaczałoby to, że Lech
    Kaczyński z małżonką i pozostałe 94 osoby na pokładzie zostały zamordowane.

    Raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK),
    zaprezentowany w Moskwie przed kamerami telewizyjnymi, za katastrofę pod
    Smoleńskiem obarcza winą polskich pilotów, pozostawiając przy tym miejsce
    dla domysłów, że załoga uległa naciskom któregoś z pasażerów.

    "Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła - w czasie lotu nie doszło do
    aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie, niesprawności urządzeń
    technicznych samolotu. Silniki pracowały do samego zderzenia z ziemią. (...)
    Ustalono, ze w kabinie znajdowały się osoby niebędące członkami załogi. Głos
    jednej z nich dokładnie zidentyfikowano, głos innej (lub innych) poddawany
    jest dodatkowej identyfikacji przez stronę polską. Jest to ważne dla
    śledztwa" - czytamy w dokumencie. Ale mimo ogólnikowego charakteru i rażącej
    jednostronności w raporcie znalazły się istotne informacje, które podważają
    wersję Rosjan, wskazując przy tym, że tragiczna śmierć 96 Polaków - w tym
    prezydenta RP - wcale nie była konsekwencją nieszczęśliwego wypadku.

    Kto zmylił autopilota?

    Z raportu rosyjskiego MAK wynika przede wszystkim, że samolot prezydencki
    podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością,
    ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Co ciekawe, informacji tej nie
    podano podczas konferencji prasowej; znajdowała się ona tylko w pisemnej
    wersji dokumentu.

    "Wyłączenie pilota automatycznego w płaszczyźnie wzdłużnej i automatycznego
    regulatora ciągu nastąpiło przy próbie odejścia na drugi krąg odpowiednio na
    5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą (drzewem), które zapoczątkowało
    niszczenie konstrukcji samolotu" - informują autorzy raportu. To bardzo
    ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania
    samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów
    pokładowych (na GPS opiera się zresztą cały nowoczesny "flight management
    system", w którym zintegrowane są urządzenia nawigacyjne, podłączone do
    komputera pokładowego).

    Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne,
    leżące obok siebie tzw. waypoints: 10 km przed pasem - wysokość 500 m, 8
    km - 400 m, 6 km - 300 m, 4 km - 200 m, 2 km - 100 m - ten ostatni punkt to
    tzw. punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasa
    startowego, to musi zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko.
    Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych)
    wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że można to zrobić
    w sekundę, jednym ruchem ręki. Należy zaznaczyć, że waypoints przy lądowaniu
    są określone inaczej dla każdego typu maszyny i nie mają nic wspólnego z
    tym, gdzie lądujemy.

    Dziennik "Fakt", powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał
    rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią
    piloci - dotąd spokojni - zaczęli wołać: "Daj drugi... W drugą!". Musiał być
    to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w
    złym miejscu i na złej wysokości - prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą
    się tam antenę NDB lub - jak czytamy w raporcie - uderzyli w drzewo.
    Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero
    kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Czy
    byli samobójcami? Dlaczego nie reagowali na wskazania urządzeń pokładowych,
    które - jeśli działały bez zarzutu, jak twierdzą Rosjanie - musiały
    informować ich, że są na wysokości 100, a potem 70 czy 20 m? Wytłumaczenie
    jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych z komputera
    pokładowego, a piloci myśleli, że są znacznie wyżej.

    Strąceni fałszywym sygnałem

    To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem sygnał GPS w Tu-154 był zakłócony - co
    doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej (160 m w lewo
    od osi pasa startowego oraz szacunkowo 80 m w pionie) - jest oczywiste.
    Inteligentną metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu
    sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie
    i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi
    samolotu. Od razu podkreślmy, że nie jest to żadna fantastyczna technika z
    filmów o Jamesie Bondzie: od czasu zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku
    na World Trade Center meaconingu używa się w prawie wszystkich krajach
    świata m.in. do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np.
    elektrownie atomowe czy obiekty rządowe (np. w razie ataku rakietowego).

    W przypadku Tu-154 podchodzącego właśnie do lądowania wystarczyłoby
    niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można
    "ustawić" z precyzją do 0,3 m, a do zaburzenia prawidłowego działania może
    dojść ze źródła oddalonego nawet o kilkadziesiąt kilometrów od samolotu.
    Technicznie możliwe jest również zmylenie wysokościomierza radiowego. Gdyby
    dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego
    (Rosjanie nie poinformowali dotychczas, jakie ciśnienie podali dowódcy
    tupolewa), załoga samolotu była - nawet przy dużo lepszej widoczności niż
    ta, która panowała w Smoleńsku - bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie
    terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj - rozległa niecka - stanowiło
    dodatkową gwarancję powodzenia ataku.

    Wskazania wysokości przez GPS i innych urządzeń nie były prawidłowe, ale
    mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów
    o odległości samolotu od gruntu). Jego sygnał ostrzegawczy włącza się, gdy
    samolot schodzi poniżej 666 m (2000 stóp) nad ziemią. Piloci zignorowali
    ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się
    ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się ląduje) i lecieli dalej,
    oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy (zgodnie z procedurami
    pilot miał prawo podchodzić do wysokości decyzyjnej i dopiero wtedy podjąć
    decyzję o kontynuacji lub zaniechaniu manewru). Problem w tym, że EGWPS
    także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i
    wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się więc nie
    100, lecz 5 m nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa
    startowego...

    Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to
    piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji. Samolot zaczął
    "nurkować", zanim piloci przeszli na ręczne sterowanie, co oznacza, że albo
    doszło do awarii autopilota, albo celowego zakłócania. Komisja nie
    stwierdziła awarii, poza tym urządzenie będące tyle lat w eksploatacji
    raczej nie powinno mieć takich niespodziewanych awarii.

    I nie może tu być mowy - jak sugerowali niektórzy dziennikarze - o jakimś
    innym wytłumaczeniu, jak np. pomyłce przy wprowadzaniu danych o ciśnieniu,
    spowodowanej stosowaniem innych jednostek w Rosji. Zarówno qnh, qfe, pascale
    czy mmHg są wartościami standardowymi stosowanymi na całym świecie.
    Oprogramowanie używane w komputerach pokładowych jest przystosowane do
    analizy poprawności wprowadzanych danych właśnie ze względu na ryzyko
    pomyłki.

    Jak dojść do prawdy

    Wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie uzyskać dowody wyjaśniające, kto
    i jak doprowadził do katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem.
    Zastanawiające, że dane, które mogłyby zaprzeczyć zarówno prezentowanej na
    łamach "GP" hipotezie o możliwości eksplozji w Tu-154 (przy czym teza o
    wybuchu nie wyklucza wcześniejszego zmylenia załogi poprzez meaconing!), jak
    i naszym ustaleniom - znajdują się w rękach Rosjan, którzy nie chcą lub
    przez długi czas nie chcieli udostępnić ich stronie polskiej.

    Gruntownej analizie poddano jedynie same przyrządy nawigacyjne, a także
    urządzenia TAWS, które nie zawierają informacji o sygnale GPS, w związku z
    czym są bezużyteczne przy weryfikacji hipotezy o zakłóceniu sygnału
    satelitarnego.

    Atak na przyrządy nawigacyjne można bowiem stwierdzić wyłącznie przez
    analizę czarnych skrzynek, a dokładniej: jednego z parametrów zapisanych w
    jednym z rejestratorów. Niestety, czarne skrzynki to tylko lepiej lub gorzej
    zabezpieczone nośniki i usunięcie śladów meaconingu - zwłaszcza dla służb
    znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów - nie jest trudnym
    zadaniem. Wystarczy, żeby ingerującym w zawartość rejestratorów nikt przez
    kilka godzin, a tym bardziej przez kilka tygodni nie przeszkadzał. Marek
    Strassenburg Kleciak, Hans Dodel

    Marek Strassenburg Kleciak - pracujący w Niemczech polski specjalista ds.
    systemów trójwymiarowej nawigacji; wygłaszał prelekcje m.in. na
    Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium i w Instytucie Faunhoferea w
    Darmstadt; doradca niemieckich organów administracji państwowej.

    Hans Dodel - niemiecki ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej,
    autor książki "Satellitennavigation".

    Historia lubi się powtarzać?

    19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z
    prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w
    samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych
    ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod
    Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni
    od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak,
    jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali
    też - tak jak polska załoga - sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32
    sekundy przed upadkiem. Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała
    wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu.
    Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał
    ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:

    1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
    2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
    3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
    4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.

    Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie
    oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o
    zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu.
    Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą - jak
    już wspomnieliśmy - to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod
    Smoleńskiem.

    Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli
    komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych
    rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek
    celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich
    agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać
    zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.
    (lm, wg)

    http://media.wp.pl/kat,1022943,page,3,wid,12303949,w
    iadomosc.html

    *
    a jako uzupełnienie:
    http://wiadomosci.onet.pl/2176288,12,awaria_radiolat
    arni_na_lotnisku_w_smolensku,item.html

    I:
    http://grypa666.wordpress.com/10-iv-hipoteza-radiola
    tarni/
    http://ndb2010.wordpress.com/
    *

    Dla mnie sytuacja jest jasna:
    kacap urzadził 10.04.2010 w Smoleńsku wirtualne lotnisko kilometr przed
    rzeczywistym pasem i około 40 m od osi pasa, dokładnie w wąwozie, tak żeby
    piloci Tu154 nie mieli żadnych szans. Ił76 lecący 1.5 minuty przed naszym
    Tu154 w rzeczywistości miał za zadanie fizycznie sprawdzić czy wszystko
    działa - to był ostateczny test w rzeczywistych warunkach - on wiedział, że
    ląduje na wirtualnym lotnisku w wąwozie i wiedział kiedy ma poderwać
    samolot. Piloci Tu154 nie mieli na to żadnych szans.


  • 2. Data: 2010-05-27 09:33:24
    Temat: Re: To był zamach
    Od: "Adam Sito" <a...@p...onet.pl>

    > 19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z
    > prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w
    > samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych
    > ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod
    > Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37
    > stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się
    > tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują.
    > Zignorowali też - tak jak polska załoga - sygnał ostrzegawczy GWPS, który
    > włączył się 32 sekundy przed upadkiem.

    Ta, zwłaszcza że pierwsze systemy GWPS (TAWS) były wprowadzane w 1996 roku,
    a więc dziesięć lat po tym zdarzeniu.


    --
    AS


  • 3. Data: 2010-05-27 10:57:40
    Temat: Re: To był zamach
    Od: dziegiec <d...@g...com>

    On May 27, 11:33 am, "Adam Sito" <a...@p...onet.pl> wrote:
    > > 19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z
    > > prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w
    > > samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych
    > > ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod
    > > Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37
    > > stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się
    > > tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują.
    > > Zignorowali też - tak jak polska załoga - sygnał ostrzegawczy GWPS, który
    > > włączył się 32 sekundy przed upadkiem.
    >
    > Ta, zwłaszcza że pierwsze systemy GWPS (TAWS) były wprowadzane w 1996 roku,
    > a więc dziesięć lat po tym zdarzeniu.

    W 1974. GPWS, nie EGPWS.


  • 4. Data: 2010-05-27 12:59:15
    Temat: Re: To był zamach
    Od: k...@o...pl

    > Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na
    > autopilocie, potwierdza niemal ze stuprocentową pewnością tezę, że załogę
    > wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu. Oznaczałoby to, że Lech
    > Kaczyński z małżonką i pozostałe 94 osoby na pokładzie zostały zamordowane.
    >
    > Raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK),
    > zaprezentowany w Moskwie przed kamerami telewizyjnymi, za katastrofę pod
    > Smoleńskiem obarcza winą polskich pilotów, pozostawiając przy tym miejsce
    > dla domysłów, że załoga uległa naciskom któregoś z pasażerów.
    >
    > "Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła - w czasie lotu nie doszło do
    > aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie, niesprawności urządzeń
    > technicznych samolotu. Silniki pracowały do samego zderzenia z ziemią. (...)
    > Ustalono, ze w kabinie znajdowały się osoby niebędące członkami załogi. Głos
    > jednej z nich dokładnie zidentyfikowano, głos innej (lub innych) poddawany
    > jest dodatkowej identyfikacji przez stronę polską. Jest to ważne dla
    > śledztwa" - czytamy w dokumencie. Ale mimo ogólnikowego charakteru i rażącej
    > jednostronności w raporcie znalazły się istotne informacje, które podważają
    > wersję Rosjan, wskazując przy tym, że tragiczna śmierć 96 Polaków - w tym
    > prezydenta RP - wcale nie była konsekwencją nieszczęśliwego wypadku.
    >
    > Kto zmylił autopilota?
    >
    > Z raportu rosyjskiego MAK wynika przede wszystkim, że samolot prezydencki
    > podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością,
    > ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Co ciekawe, informacji tej nie
    > podano podczas konferencji prasowej; znajdowała się ona tylko w pisemnej
    > wersji dokumentu.
    >
    > "Wyłączenie pilota automatycznego w płaszczyźnie wzdłużnej i automatycznego
    > regulatora ciągu nastąpiło przy próbie odejścia na drugi krąg odpowiednio na
    > 5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą (drzewem), które zapoczątkowało
    > niszczenie konstrukcji samolotu" - informują autorzy raportu. To bardzo
    > ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania
    > samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów
    > pokładowych (na GPS opiera się zresztą cały nowoczesny "flight management
    > system", w którym zintegrowane są urządzenia nawigacyjne, podłączone do
    > komputera pokładowego).
    >
    > Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne,
    > leżące obok siebie tzw. waypoints: 10 km przed pasem - wysokość 500 m, 8
    > km - 400 m, 6 km - 300 m, 4 km - 200 m, 2 km - 100 m - ten ostatni punkt to
    > tzw. punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasa
    > startowego, to musi zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko.
    > Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych)
    > wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że można to zrobić
    > w sekundę, jednym ruchem ręki. Należy zaznaczyć, że waypoints przy lądowaniu
    > są określone inaczej dla każdego typu maszyny i nie mają nic wspólnego z
    > tym, gdzie lądujemy.
    >
    > Dziennik "Fakt", powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał
    > rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią
    > piloci - dotąd spokojni - zaczęli wołać: "Daj drugi... W drugą!". Musiał być
    > to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w
    > złym miejscu i na złej wysokości - prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą
    > się tam antenę NDB lub - jak czytamy w raporcie - uderzyli w drzewo.
    > Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero
    > kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Czy
    > byli samobójcami? Dlaczego nie reagowali na wskazania urządzeń pokładowych,
    > które - jeśli działały bez zarzutu, jak twierdzą Rosjanie - musiały
    > informować ich, że są na wysokości 100, a potem 70 czy 20 m? Wytłumaczenie
    > jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych z komputera
    > pokładowego, a piloci myśleli, że są znacznie wyżej.
    >
    > Strąceni fałszywym sygnałem
    >
    > To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem sygnał GPS w Tu-154 był zakłócony - co
    > doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej (160 m w lewo
    > od osi pasa startowego oraz szacunkowo 80 m w pionie) - jest oczywiste.
    > Inteligentną metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu
    > sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie
    > i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi
    > samolotu. Od razu podkreślmy, że nie jest to żadna fantastyczna technika z
    > filmów o Jamesie Bondzie: od czasu zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku
    > na World Trade Center meaconingu używa się w prawie wszystkich krajach
    > świata m.in. do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np.
    > elektrownie atomowe czy obiekty rządowe (np. w razie ataku rakietowego).
    >
    > W przypadku Tu-154 podchodzącego właśnie do lądowania wystarczyłoby
    > niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można
    > "ustawić" z precyzją do 0,3 m, a do zaburzenia prawidłowego działania może
    > dojść ze źródła oddalonego nawet o kilkadziesiąt kilometrów od samolotu.
    > Technicznie możliwe jest również zmylenie wysokościomierza radiowego. Gdyby
    > dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego
    > (Rosjanie nie poinformowali dotychczas, jakie ciśnienie podali dowódcy
    > tupolewa), załoga samolotu była - nawet przy dużo lepszej widoczności niż
    > ta, która panowała w Smoleńsku - bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie
    > terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj - rozległa niecka - stanowiło
    > dodatkową gwarancję powodzenia ataku.
    >
    > Wskazania wysokości przez GPS i innych urządzeń nie były prawidłowe, ale
    > mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów
    > o odległości samolotu od gruntu). Jego sygnał ostrzegawczy włącza się, gdy
    > samolot schodzi poniżej 666 m (2000 stóp) nad ziemią. Piloci zignorowali
    > ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się
    > ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się ląduje) i lecieli dalej,
    > oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy (zgodnie z procedurami
    > pilot miał prawo podchodzić do wysokości decyzyjnej i dopiero wtedy podjąć
    > decyzję o kontynuacji lub zaniechaniu manewru). Problem w tym, że EGWPS
    > także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i
    > wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się więc nie
    > 100, lecz 5 m nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa
    > startowego...
    >
    > Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to
    > piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji. Samolot zaczął
    > "nurkować", zanim piloci przeszli na ręczne sterowanie, co oznacza, że albo
    > doszło do awarii autopilota, albo celowego zakłócania. Komisja nie
    > stwierdziła awarii, poza tym urządzenie będące tyle lat w eksploatacji
    > raczej nie powinno mieć takich niespodziewanych awarii.
    >
    > I nie może tu być mowy - jak sugerowali niektórzy dziennikarze - o jakimś
    > innym wytłumaczeniu, jak np. pomyłce przy wprowadzaniu danych o ciśnieniu,
    > spowodowanej stosowaniem innych jednostek w Rosji. Zarówno qnh, qfe, pascale
    > czy mmHg są wartościami standardowymi stosowanymi na całym świecie.
    > Oprogramowanie używane w komputerach pokładowych jest przystosowane do
    > analizy poprawności wprowadzanych danych właśnie ze względu na ryzyko
    > pomyłki.
    >
    > Jak dojść do prawdy
    >
    > Wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie uzyskać dowody wyjaśniające, kto
    > i jak doprowadził do katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem.
    > Zastanawiające, że dane, które mogłyby zaprzeczyć zarówno prezentowanej na
    > łamach "GP" hipotezie o możliwości eksplozji w Tu-154 (przy czym teza o
    > wybuchu nie wyklucza wcześniejszego zmylenia załogi poprzez meaconing!), jak
    > i naszym ustaleniom - znajdują się w rękach Rosjan, którzy nie chcą lub
    > przez długi czas nie chcieli udostępnić ich stronie polskiej.
    >
    > Gruntownej analizie poddano jedynie same przyrządy nawigacyjne, a także
    > urządzenia TAWS, które nie zawierają informacji o sygnale GPS, w związku z
    > czym są bezużyteczne przy weryfikacji hipotezy o zakłóceniu sygnału
    > satelitarnego.
    >
    > Atak na przyrządy nawigacyjne można bowiem stwierdzić wyłącznie przez
    > analizę czarnych skrzynek, a dokładniej: jednego z parametrów zapisanych w
    > jednym z rejestratorów. Niestety, czarne skrzynki to tylko lepiej lub gorzej
    > zabezpieczone nośniki i usunięcie śladów meaconingu - zwłaszcza dla służb
    > znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów - nie jest trudnym
    > zadaniem. Wystarczy, żeby ingerującym w zawartość rejestratorów nikt przez
    > kilka godzin, a tym bardziej przez kilka tygodni nie przeszkadzał. Marek
    > Strassenburg Kleciak, Hans Dodel
    >
    > Marek Strassenburg Kleciak - pracujący w Niemczech polski specjalista ds.
    > systemów trójwymiarowej nawigacji; wygłaszał prelekcje m.in. na
    > Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium i w Instytucie Faunhoferea w
    > Darmstadt; doradca niemieckich organów administracji państwowej.
    >
    > Hans Dodel - niemiecki ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej,
    > autor książki "Satellitennavigation".
    >
    > Historia lubi się powtarzać?
    >
    > 19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z
    > prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w
    > samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych
    > ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod
    > Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni
    > od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak,
    > jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali
    > też - tak jak polska załoga - sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32
    > sekundy przed upadkiem. Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała
    > wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu.
    > Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał
    > ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
    >
    > 1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
    > 2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
    > 3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
    > 4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
    >
    > Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie
    > oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o
    > zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu.
    > Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą - jak
    > już wspomnieliśmy - to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod
    > Smoleńskiem.
    >
    > Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli
    > komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych
    > rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek
    > celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich
    > agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać
    > zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.
    > (lm, wg)
    >
    > http://media.wp.pl/kat,1022943,page,3,wid,12303949,w
    iadomosc.html
    >
    > *
    > a jako uzupełnienie:
    >
    http://wiadomosci.onet.pl/2176288,12,awaria_radiolat
    arni_na_lotnisku_w_smolensku
    ,item.html
    >
    > I:
    > http://grypa666.wordpress.com/10-iv-hipoteza-radiola
    tarni/
    > http://ndb2010.wordpress.com/
    > *
    >
    > Dla mnie sytuacja jest jasna:
    > kacap urzadził 10.04.2010 w Smoleńsku wirtualne lotnisko kilometr przed
    > rzeczywistym pasem i około 40 m od osi pasa, dokładnie w wąwozie, tak żeby
    > piloci Tu154 nie mieli żadnych szans. Ił76 lecący 1.5 minuty przed naszym
    > Tu154 w rzeczywistości miał za zadanie fizycznie sprawdzić czy wszystko
    > działa - to był ostateczny test w rzeczywistych warunkach - on wiedział, że
    > ląduje na wirtualnym lotnisku w wąwozie i wiedział kiedy ma poderwać
    > samolot. Piloci Tu154 nie mieli na to żadnych szans.
    A dla mnie jest jasne, że i ty i twoi idole nie maja zielonego pojecia o
    odpowiedzialności, że przywódcy powinni brać wszystkie konsekwencje pod uwagę,
    nie wierzyć urządzeniom, bo odpowiadają za swoje życie i całego narodu, wiec nie
    pieprz już tych głodnych kawałków. Nawet zamachy trzeba przewidywać. Gdyby to
    były osoby prywatne, można by rozwlekać się dlaczego, ale to były osoby
    odpowiadające za cały naród, a nie potrafiły siebie ustrzec. Rozumiesz skalę???


    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 5. Data: 2010-05-28 02:51:05
    Temat: Re: To był zamach
    Od: "maniana" <g...@c...es>

    Użytkownik "Adam Sito" <a...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
    news:htle8s$856$1@news.onet.pl...
    >> 19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z
    >> prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w
    >> samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych
    >> ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod
    >> Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37
    >> stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się
    >> tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują.
    >> Zignorowali też - tak jak polska załoga - sygnał ostrzegawczy GWPS, który
    >> włączył się 32 sekundy przed upadkiem.
    >
    > Ta, zwłaszcza że pierwsze systemy GWPS (TAWS) były wprowadzane w 1996
    > roku, a więc dziesięć lat po tym zdarzeniu.

    http://en.wikipedia.org/wiki/1986_Mozambican_Tupolev
    _Tu-134_crash#Confession_by_Hans_Louw


  • 6. Data: 2010-05-28 03:00:57
    Temat: Re: To był zamach
    Od: "maniana" <g...@c...es>

    Użytkownik <k...@o...pl> napisał w wiadomości
    news:60b5.000002b8.4bfe6ca3@newsgate.onet.pl...
    >
    > A dla mnie jest jasne, że i ty i twoi idole nie maja zielonego pojecia o
    > odpowiedzialności, że przywódcy powinni brać wszystkie konsekwencje pod
    > uwagę,
    > nie wierzyć urządzeniom, bo odpowiadają za swoje życie i całego narodu,
    > wiec nie
    > pieprz już tych głodnych kawałków. Nawet zamachy trzeba przewidywać. Gdyby
    > to
    > były osoby prywatne, można by rozwlekać się dlaczego, ale to były osoby
    > odpowiadające za cały naród, a nie potrafiły siebie ustrzec. Rozumiesz
    > skalę???

    Wsztystko pięknie, tylko co jeżeli ci co mieli dbać o bezpieczeństwo i
    chronić głowę państwa robili wszystko żeby doprowadzic do tej śmierci?
    Przecież nawet dzisiaj mówią o prywatnej wizycie której nie mieli obowiązku
    zabezpieczyć (Prezydent nie ma własnych służb specjalnych). Nie oszukujmy
    się, Putin był tylko wykonawcą zlecenia i chyba chętnie przystał na taka
    propozycję, bo teraz trzyma za gardło ryżego śmiecia i wie, że tusk zrobi
    wszystko - kacap ma go w garści - byle tylko prawda nie wyszła na jaw. Putin
    nawet nie musi prosic o pomoc w zacieraniu śladów, ryży morderca robi to sam
    z siebie od poczatku, a my możemy to codziennie obserwować.

strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1