eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plFinanseGrupypl.biznes.bankiPKO BP - pijawki lapczywe... › PKO BP - pijawki lapczywe...
  • Data: 2002-04-05 23:03:41
    Temat: PKO BP - pijawki lapczywe...
    Od: "minik" <m...@m...net> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    "Inaczej o PKO BP, czyli pijawki łapczywe i powściągliwe - Janusz Jankowiak
    odpowiada Ryszardowi Bugajowi

    Janusz Jankowiak (05-04-02 09:34)

    Krucjata Ryszarda Bugaja zmierzała chwiejnie, lecz nieuchronnie ku temu, by
    wykazać, że bank państwowy PKO musi na zawsze pozostać państwowy i polski.
    Słowem - taki, jaki jest. Tyle że władza powinna już wreszcie przestać go
    gnębić. A wtedy będzie dobrze

    Ryszard Bugaj popełnił 29 marca na łamach "Gazety" znoszącej wszystko
    cierpliwie w imię pluralizmu poglądów i demokracji namiętną filipikę
    przeciw: absolutyzowanemu mitowi wyższości własności prywatnej nad
    państwową, zagranicznym bankom, najemnym analitykom, Baucowi,
    Balcerowiczowi, przekupnym redakcjom, marmurom, nomenklaturze z BIG BG i
    zagrożonym interesom narodowym. Przepraszam, jeśli coś lub kogoś pominąłem,
    ale ten tekst był mniej więcej tak uładzony jak pole rabarbaru, w które
    puknął niejeden już piorun. Mogło mi więc co nieco w tym bałaganie umknąć.

    Bezinteresowna krucjata Bugaja, etatowego doradcy prezesa banku PKO BP,
    podpisanego pod tekstem dla niepoznaki jako były przewodniczący Unii Pracy,
    zmierzała chwiejnie, lecz nieuchronnie ku temu, by wykazać, że bank
    państwowy PKO musi na zawsze pozostać państwowy i polski. Słowem - taki,
    jaki jest. Tyle że władza powinna już wreszcie przestać go gnębić. A wtedy
    będzie dobrze.

    Jeśli ktoś zechce skorzystać z recepty Bugaja na przekształcenie PKO BP
    według jego "niestandardowej formuły", los tej "narodowej instytucji"
    zostanie nieodwołalnie przypieczętowany. Mnie, najemnika idącego na pasku
    zachodniego kapitału, w którego komentarzach "widoczna jest specyficzna
    tendencja ocen korespondująca z usytuowaniem autora", powinno to tylko
    cieszyć. W końcu, kogo przy zdrowych zmysłach nie cieszyłby upadek
    konkurencji?

    A jednak najwyraźniej ze mną coś jest nie w porządku, bo zamiast skakać z
    radości, spłakałem się nad tekstem Bugaja. Płakałem z żalu. Atrofia
    elementarnej profesjonalnej rzetelności działa na mnie zawsze jak chrzan
    albo inna cebula.

    W kategoriach merytorycznych wywody ekonomisty na temat szkodliwości
    inwestorów zagranicznych w sektorze bankowym są kompromitujące. Świadczą o
    przeroście gruczołu ideologicznego, który jest już tak opuchnięty, że
    przesłania dostępną wszystkim chętnym do nauki wiedzę. Najgorsze jest to,
    że - jak się okazuje - fakty trzeba powtarzać bez końca, bo populistyczne
    popłuczyny trzymają się mocno jak zaschnięta jajecznica na wystygłej
    patelni. Kiedyś (sam nie pamiętam, czy byłem już wtedy najemnikiem kapitału,
    czy ledwie naukowej fundacji) pisałem w "Gazecie" o pouczających różnicach
    między prywatnym BPH a państwowym podówczas jeszcze Bankiem Zachodnim. Dwa
    banki tej samej wielkości, o tym samym potencjale różniły się pod jednym
    względem - miały diametralnie odmienne wyniki finansowe. Niech sobie kto
    chce łamie głowę nad zagadką, który z bliźniaczych banków był lepszy i
    dlaczego.

    Szkoda czasu na reminiscencje z historii. Mój kolega z pracy, drapieżny
    najemnik Ernest Pytlarczyk, przygotował coś, co powinno zaciekawić
    przeciwników kapitału zagranicznego w bankach. Powinno, bo na pierwszy rzut
    oka wygląda to na strzał do naszej własnej bramki.

    Wbrew pozorom nie jest to jednak argument na rzecz gorszego "prowadzenia
    się" banków zagranicznych. Świadczy to tylko o tym, że w trudnych czasach, a
    okres, o którym tu mowa, był bez wątpienia trudny, "banki zagraniczne"
    hojniej niż "krajowe" kredytują firmy popadające w tarapaty. I same z tego
    tytułu mają się coraz gorzej, a nie coraz lepiej.

    Rentowność netto "banków zagranicznych" w ciężkich dla gospodarki czasach
    spada szybko, szybciej, niż rośnie rentowność "banków krajowych". Czyli te z
    inwestorem zagranicznym są gorsze? Niestety, znów rozczarowanie. Spadek
    zysków pomimo głębokich cięć kosztów jest ceną płaconą za stabilizację
    krajowej akcji kredytowej. Kto tu jest bardziej łapczywą, a kto bardziej
    powściągliwą pijawką? Aż strach pytać.

    Jak rzetelny ekonomista może więc mówić, że ograniczenie udziału inwestorów
    zagranicznych w polskim systemie bankowym byłoby korzystne? Korzystne dla
    kogo? Jak może twierdzić, że zagranica dusi i wysysa krajowe firmy? Jak
    wprowadzenie międzynarodowych standardów do bankowości ma czelność nazywać
    przenoszeniem kontroli nad gospodarką za granicę? Nieprzyjemnie jest mieć
    przeciw sobie fakty. Ale najważniejsze - nigdy nie tracić tupetu. Można
    wtedy pięknie tokować w absolutnie bezinteresownym patriotycznym uniesieniu.
    Posłuch gwarantowany.

    autor jest głównym ekonomistą BRE Banku"

    Za Wywiorcza


Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1